powrót

Nie tylko akcje…III

Przyszedł w końcu czas na obligacje.
Kiedyś uznawane za najbezpieczniejsze papiery wartościowe. Teraz zdania są różne. Pewne jednak jest jedno – mamy do dyspozycji kilka innych instrumentów notowanych na giełdzie, których konstrukcja pozwala chronić w pewnym stopniu kapitał i jednocześnie osiągać zyski porównywalne lub wyższe od tych z obligacji. Ale o nich już było.

 

Obligacje to dłużne papiery wartościowe, których emitent przez ich emisję zaciąga pożyczkę u nabywców obligacji. Zatem obligacje to instrument, dzięki któremu można pozyskać kapitał na określone cele, przy czym dawcą tego kapitału są uczestnicy rynku kapitałowego, a nie bank jako kredytodawca. Emitent obligacji zobowiązuje się, że w określonym terminie wypłaci nabywcy zapłacony za obligacje kapitał plus, jako premię za używanie tego kapitału przez pewien okres, odsetki bądź też będzie płacił odsetki cyklicznie co pewien czas, a na koniec okresu trwania obligacji zostanie wypłacona wartość kapitału. Nabywca zaś wnosi zadeklarowaną sumę w określonym czasie, czyli pożycza pieniądze emitentowi. Schemat podobny do układu klient-bank.

To po co właściwie emitować obligacje, skoro można wziąć kredyt z banku?
Odpowiedź jest prosta jak kilo sznurka w kieszeni i niejedna jak…na przykład…no powiedzmy…bliźniacy.
Otóż wyemitowanie i obsługa obligacji jest tańsze niż zaciągnięcie i obsługa kredytu. Bo przecież główny koszt obligacji to odsetki płacone z różną częstotliwością, których wysokość z reguły zbliżona jest do rentowności lokat bankowych.   Na koszt kredytu natomiast składa się przede wszystkim oprocentowanie, które potrafi nawet ponad dwukrotnie przekroczyć rentowność obligacji. Tak więc podmiot gospodarczy będący w potrzebie finansowej ma do wyboru płacić rocznie 6% odsetek jako kupony od obligacji lub 12% odsetek od kredytu (zwracam uwagę, że przytoczone liczby są przykładowe i przypadkowe, a ich ewentualna zbieżność z rzeczywistością ma jedynie charakter niezaplanowanego zbiegu okoliczności). Wybór między 6 a 12 z punktu widzenia kredytobiorcy jest w miarę prosty. Poza tym warunki obsługi długu takie jak częstotliwość płacenia odsetek, spłata kapitału, zabezpieczenie, podział na transze ustala emitent, a nabywca się na nie godzi i kupuje obligacje lub nie.
W przypadku kredytu te parametry są dość sztywno ustalone przez bank, a możliwości wynegocjowania korzystniejszych warunków jest ograniczona, choć niewykluczona. No i jeszcze kwestia zer. A konkretnie liczby zer w kwocie pożyczki. Kiedy jest ich pięć, sześć lub nawet siedem bank jakoś to przełknie, najwyżej zorganizuje konsorcjum, ale już przy ośmiu czy dziewięciu (więcej już nie dam rady napisać, bo nie wiem ile mogłoby to być) może być problem i wtedy obligacje mogą okazać się doskonałą alternatywą, na przykład dla Skarbu Państwa.

To dlaczego w takim razie firmy biorą kredyty zamiast emitować obligacje?
No właśnie. Dobre pytanie.
Po głębszym zastanowieniu okazuje się, że odpowiedź jest w zasięgu ręki. Najważniejszym chyba powodem jest przyzwyczajenie. Ścieżki do banków są wydeptane, szlaki przetarte, dyrektorzy i prezesi znajomi, procedury nie mają tajemnic. Jeśli zapada decyzja „Potrzebujemy kapitał na inwestycje” ręka sama łapie za telefon i wybiera numer do banku, a zdarza się, że bank dzwoni pierwszy... Tymczasem zorganizowanie emisji obligacji, szczególnie tej pierwszej, wymaga sporo zachodu i czasu. Tego drugiego czasami może być za mało. Jeśli w dodatku chcemy nasze obligacje wprowadzić do obrotu publicznego, to i zachodu i czasu będzie potrzeba znacznie więcej. No więc w tym przypadku wybór również jest o tyle prostszy, że oparty na przesłankach emocjonalnych i niezachwianym przekonaniu zarządu o swej nieomylności, a nie na twardych liczbach i kończy się zwykle na kredycie. 

Nie jest jednak celem tego artykułu edukacja osób, które z całą pewnością posiadają właściwe dla swego stanowiska kompetencje, ani nawet próba zwrócenia czyjejkolwiek uwagi na istnienie alternatywnych form finansowania przedsiębiorstw. Ponieważ celem artykułu jest przedstawienie, przybliżenie, poszerzenie oraz pogłębienie wiedzy na temat obligacji wśród klientów mBanku oraz klientów innych banków, które nie poruszają z niewiadomych powodów na swoich stronach internetowych tego typu tematyki.

Wypadałoby zatem zacząć, ale już tyle napisałem, że muszę skończyć, więc cdn…


Przeczytaj pozostałe części z cyklu: