powrót

mEmisja – tekst sponsorowany i nie warto go czytać

Kredyt mEmisjaWszystko wskazuje na to – „wszystko” to może za dużo powiedziane, ale wiele wskazuje na to, że akcje PGE zadebiutują na giełdzie na początku listopada. Emisja może być warta nawet 6 mld PLN, a akcje z natury rzeczy znajdą się z pewnością w portfelach wielu funduszy.

Zarządowi spółki bardzo zależy na tym, żeby termin ten się zbyt nie przesunął, ponieważ po 10 listopada trzeba byłoby aktualizować prospekt emisyjny, a to spowoduje kolejne przesunięcie debiutu. Skoro tak, to zapisy powinny odbyć się pod koniec października, a więc już naprawdę niedługo. Mało casu, kruca bomba, mało casu…! (to oczywiście cytat z „Vabanku”, sam bym nie wymyślił czegoś tak genialnego).

Ano mało, szczególnie na podpisanie umowy o kredyt mEmisja, który może się przydać, aby wspomóc swoje środki. Dlatego bez żenady tu i teraz zachęcam do złożenia wniosku o kredyt mEmisja i wybranie opcji podpisania umowy w Centrum Finansowym mBanku, ponieważ tylko w tym przypadku Klient ma kontrolę nad czasem aktywacji umowy. Przy opcji z Kurierem niestety jest gorzej.

Wniosek mogą składać Klienci mBanku posiadający aktywna usługę maklerską. Jest on dostępny w serwisie transakcyjnym lub na stronie mBanku. Jeśli ktoś jeszcze nie wie co to jest mEmisja, to zapraszam tutaj. Powiem tylko, że jedna wizyta w Centrum Finansowym załatwia sprawę na długie lata, bo przy następnych ofertach publicznych z kredytem, wszystkie czynności z nim związane, a więc podwyższenie, wykorzystanie i spłata robi się przez internet lub mLinię, a niektóre (np. spłata po przydziale) odbywają się automatycznie. Dlatego jeszcze raz namawiam do złożenia wniosku, bo nawet jeśli nie przyda się na PGE, to w przyszłości na inne akcje z pewnością. Myślę, że podpisanie umowy do 19-20 października zapewni wszystkim możliwość wzięcia kredytu na PGE. Nie ręczę wszak za te terminy, bo nieznany jest jeszcze harmonogram oferty, ale wiem jedno – im wcześniej tym lepiej. Dodam, że podpisanie umowy jest bezpłatne.
Jeżeli są jeszcze niezdecydowani inwestorzy lub tacy, którzy lubią zostawiać wszystko na ostatnią chwilę, to polecam historyjkę w jaką wplątał się kiedyś David Fairbanks i trudno było mu się z niej wyplątać.