powrót

Obuwie to podstawa...

... usłyszałem od Bartłomieja Sobeckiego, kolegi z Klubu Biegacza „Arturówek". Zainwestowałem więc w odzież. Kupiłem buty, opaskę na głowę i super-przewiewne, oddychające sportowe majtki, które nie obcierają krocza.
Od razu poprawiłem osiągi.
Całą niedzielę padało. Godzina biegania po lesie i cały byłem mokry. Może to ten deszcz, a może rezultat niedzielnych spotkań w Klubie Biegacza „Arturówek", ale wczorajszy trening wspominam dobrze. Obyło się bez naciągniętych mięśni i bolących stawów. Wydłużyłem krok. Wolniej się też męczę. Zadyszka zaczyna dopadać mnie dopiero po półgodzinie biegu. W porównaniu do kilku minut sprzed trzech tygodni to znaczący postęp. Innego zdania z pewnością sa moje buty. Ubiegłotygodniowego biegania nie przeżyły.
Tenisówki, w których biegałem dotychczas, pamiętają ostatni Przystanek Woodstock w Żarach w 2003. Przetrwały koncerty Vadera, Acid Drinkers, Pizzy Łomot, Killing Joke, a nawet Ich Trojga i irlandzkie tańce przy muzyce zespołu Carrantuohill. Treningu w Arturówku nie przeżyły. Kilku tygodni truchtania po łódzkich lasach nie przeżyły..
Najważniejszy jest dobór odpowiedniego obuwia - dowiedziałem się od Bartłomieja Sobeckiego, prezesa K.B. Arturówek. Buty do biegania mają specjalne systemy powietrzne na pięcie i śródstopiu. Odciążają stawy w czasie biegu. Nie bez znaczenia jest opaska, która chroni uszy przed zmarznięciem i oddychająca odzież.
Posłuchałem wskazówek specjalisty. Wyprawiłem więc moim trampkom należyty pogrzeb i poszedłem na zakupy.
Ceny wprawiły mnie w lekkie osłupienie. Najtańsze markowe biegówki z przeceny kosztowały 200 zł. Mógłbym sobie za to kupić 13 par trampek takich jak te moje świętej pamięci. Starczyłoby mi do końca życia.
Wyjąłem buty z kosza z przecenami i przymierzyłem. Na szczęście rozmiar pasował, więc nie musiałem wydawać kolejnych 200 na nowszy model. Później kupiłem opaskę na głowę. Droższa to wydatek prawie 70 zł. Wybrałem tańszą za 15. Też działa. Koszulka potowa szybkoschnąca kosztowała mnie ponad 50 zł. Pewnie przez płaskie szwy. W prawdziwe zdumienie wprawiła mnie oferta majtek dla sportowców. Wszystkie lekkie, trwałe, odprowadzające pot z ciała.
A do tego w pełnej gamie kolorystycznej. Nie mogłem się zdecydować. Wreszcie wybrałem czarne z wkładką.
Pół stówki wyfrunęło z portfela. Skarpety sportowe ominąłem szerokim łukiem. Para kosztuje ponad 200 zł, czyli kolejne 13 par trampek. Poszedłem na Górniak i kupiłem 10 par chińskich jednorazówek (dwie skarpetki podarły się przy wyciąganiu z opakowania). Znak czasu, pomyślałem. I tylko dresów w cztery paski nie zamierzam zmieniać. Przez sentyment.
I teraz, chociaż biegam w ubraniu za 400 zł, to tak naprawdę czuję się goły.
Bartłomiej Dana